EAT ME – BURGERS. Nie pytaj. Połykaj!

Branding z apetytem – czyli jak zrobić markę, której nie da się zignorować (nawet na diecie)

Zacznijmy od tego – jeśli nazwa Twojej marki nie wywołuje uśmiechu, rumieńca i lekkiego oblizania warg, to może warto było jeszcze chwilę pomyśleć. W przypadku EAT ME – BURGERS pomysł przyszedł… z głodu. Dosłownie. Głodu na coś więcej niż tylko kolejny burger na rynku. To był głód charakteru.

Naming, który mówi „zjedz mnie, nie gadaj”

Nazwa EAT ME – BURGERS to krzykliwa, bezczelna prowokacja i ukłon w stronę kultury pop, social mediów i głęboko zakorzenionej prawdy – ludzie lubią, kiedy jedzenie mówi do nich. A jeszcze bardziej lubią, kiedy mogą się pochwalić tym, co jedzą. „EAT ME” to nie tylko zaproszenie. To wyzwanie. To komunikat z charakterem, który nie potrzebuje foodtrucka w kształcie krówki, żeby się wyróżnić. Wyróżnia się smakiem, stylem i nazwą, którą trudno wymawiać bez lekkiego zachichotania.

Branding z apetytem na więcej.

Branding EAT ME – BURGERS to hołd dla tego, co soczyste, tłuste, niegrzeczne i nie do końca poprawne. Czyli dokładnie tego, czego szukasz, scrollując Instagram po 22:00.

Logo? Grube, wypasione litery jak bułka maślana z pieca. Kolory? Ciepłe, głodne, nasycone. Zdjęcia? Tak apetyczne, że Instagram ograniczył zasięgi za nieprzyzwoitość.
Bo tu nie chodzi o to, żeby było „ładnie”. Ma być głodno.

Big idea: „Nie pytaj. Połykaj.”

To nie marka, która się tłumaczy. To marka, która mówi: masz tu burgera większego od Twoich problemów. EAT ME to terapia smakiem. To ucieczka przed nudą. Przypomnienie, że jedzenie to przyjemność, a nie tabelka kalorii.

Big idea marki jest prosta: „Nie pytaj. Połykaj.”
To wywrócenie gastronomicznej grzeczności do góry nogami.
Tu nie pytamy: czy smakowało?
Tu pytamy: ile razy wrócisz po jeszcze?

Na koniec – trochę tłuszczu do strategii:)

EAT ME to nie tylko burger. To statement. Dlatego każdy element tej marki – od namingowej prowokacji, przez brandingowe łakomstwo, po komunikację w stylu „kto nie zje, ten trąba” – buduje obraz miejsca, gdzie nie ma miejsca na kompromisy.

To marka, która nie potrzebuje polerować frytek złotym pyłem ani wstawiać mikroziółek w burgera. Potrzebuje tylko chwili Twojej uwagi… a potem Twój żołądek zrobi resztę.

Smacznego. I nie udawaj, że nie ślinka Ci cieknie.
Bo branding, który działa, działa dokładnie tak.

Boom – zapraszam do nas:)